Pociąg do Szanghaju był już dużo bardziej cywilizowany niż wspomniany przez Anię do Xi’an. Bynajmniej wiedzieliśmy już czego się spodziewać po biletach drugiej klasy, wiec sam fakt, że nikt nie opierał się o nas przez cała noc i nie musielismy dzielić siedzenia za które zapłciliśmy sprawił, że podróż była udana. Nie znaczy to jednak, że nie odbyło się bez sztandarowych dla chińczyków zachowań jak: pubiczne obcinanie paznokci, dłubanie w nosie, głośne, długie i ostentacyjne ziewanie, haranie, obrzydliwe zbieranie wydzieliny z nosa i wedle upodobnia albo połykanie jej albo wyplucie na podłogę, o czym z resztą redaktor Ania wspominała we wcześniejszym poście.
Shanghai przywitał nas chlodem. Wierzcie, że zapomnieliśmy już jak to jest zmarznąć i przy temperaturze 15 stopni trzęsiemy się z zimna. Poza tym powietrze jest tu bardziej rzeźkie i nie ma w nim tego syfu jak w Pekinie i Xi’an. Gołym okiem widać, że to finansowa stolica Chin, a przy tym najprężniej rozwijające się miasto tego kraju. Dostęp do morza był gwarancją sukcesu jescze od czasów, gdy brytyjczycy transportowali tędy opium, wełnę i herbatę. Leżący w ujściu rzeki Jangcy port, jest jednym z największych na świecie.
CBD
Ania i Mat w Szanghaju
W niesamowicie panoramicznej, typowej dla wysoko rozwiniętych miast azjatyckich CBD znajdują się: Oriental Perl Tower, w kształcie statywu, która stała się symbolem Shanghaju, oraz Shanghai World Finnancial Centre (492 m), które jest trzecim co do wielkości budynkiem na świecie. Niestety otwarcie na początku wielkiego światowego kryzysu, skutkowało tym, że połowa biur pozostała pusta. Co więcej budynek ma najwyższy na świecie punkt obserwacyjny i najwyżej położony hotel. Dosłownie można chodzić głową w chmurach.
Oriental Perl Tower
uwagę przykuwają liczne suszarki na balkonach
The must see Shanghai muzeum poprowadziło nas przez milenia historii Chin. Jest domem dla jednej z najbardziej imponujących okazów sprzed wielu lat przed Chrystusem. Nie, żebym był jakimś wielkim archeologiem, ale Ania kazała mi wziąć ulotkę co bym wam napisał co tam podziwialiśmy ;-) I tak na przykład pochodziliśmy sobie wśród chińskich wyrobów z bronzu i ceramiki, rzeźb i takich tam. Naprawdę było to imponujące, tyle, że mnie szybko nogi zaczynają boleć w muzeach, więc zamiast zalecanej przez przewodnik półdniowej wizyty, trochę ją skróciliśmy.
Z naszą jakże udaną wizytą w muzeum wiąże się jeszcze jedna historia. Otóż, wiadomo, że w każdym kraju czycha na turystów jakieś niebezpieczeństwo. W Chinach wygląda ono następująco: z racji tego, że chińczycy ogólnie rzecz biorąc nie władają jakoś super po angielsku, każda osoba, która wyraża chęć rozmowy z nami (turystami) jest dość ciepło przyjmowana. Zostaliśmy więc wciągnieci w taka rozmowę o wszytskim i o niczym, po czym zostaiśmy zaproszeni na degustację hebrbaty. Ale myśmy się poznali na tych żółtkach, czytając wcześniej czym owa degustacja może się zakończyć. Oprócz młodego i z pozoru miłego towarzystwa na koniec dostaje się dość spory rachunek do zapłacenia. Więc czujnie podziękowaliśmy tym oszustom. Niemniej, pochwaliliśmy się naszą czujnością z hostelowymi lokatorami, którzy w odpowiedzi oznajmili nam, że wiedzą dokładnie ile taki rachunek wynosi...
Niższy to Jin Mao Tower, drugi co do wielkości budynek w Chinach
Wyższy Shanghaj World Financial Centre- 492 m.
Na wieczor przygotowaliśmy sobie coś extra. Chińczycy przecież dość znani są z występów cyrkowych i akrobatycznych. Kupiliśmy bilety w hostelowej recepcji nie do końca wiedząc na co się piszemy, bo na pytanie czy warto to zobaczyć, w odpowiedzi dostaliśmy, że możemy je tutaj kupić. Nie wdając się w szczegóły postanowiliśmy iść na taki performance. W skrócie, półtora godzinny występ przeszedł nasze oczekiwania. Lata ćwiczeń pokazały niesamowity popis umięjętności w wykonaniu młodych akrobatów i kaskaderów. Miało się wrażenie, że te dziewuchy urodziły się bez kręgosłupa, albo, że służy im do czegoś innego niż normalnemu człowiekowi. Naprawdę czapki z głów.
do tej kuli wjechało 7 motorów
CBD
Mówią, że rusek wszystko wypije a chińczyk wszystko zje
nie najmilszy widok rozcinania żywego żółwia
i pedicure na ulicy
PS. Postanowiliśmy, że już wystaczająco zasymiliowaliśmy się z pasażerami drugiej klasy podczas naszych podróży i do Hong Kongu kupiliśmy sobie kuszetki, jakby nie patrzeć prawie 20 h pociągiem może każdego zmęczyć. Tylko jakoś tak dziwnie bez przepychanek i setek toreb nad glowami i podłodze.
najprawdziwsza zupka chińska
Więcej zdjęć tutaj
high five,
Matt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz