wtorek, 5 kwietnia 2011

Bali



Bali - nasz pierwszy przystanek w azjatyckiej przygodzie. Nie wiadomo dlaczego i czy to tylko takie polskie myślenie – wszystkim kojarzy się z rajem na ziemi. Myśląc o Bali, wyobrażamy sobie turkusową wodę, resorty – ogólnie pierwszorzędne miejsce na wymarzone wakacje. A tak naprawdę Bali, to terasy ryżowe, hinduskie świątynie, wszechobecne skutery, tropikalne lasy i ciągnące się przez całe wybrzeże plaże. Wcale nie rajskie.



Ledwo po wyjściu z samolotu, na lotnisku obskakuje cię tyle osób ile masz bagaży, jeden niesie plecak, drugi torbę, trzeci najchętniej poniósłby ciebie. Nie wiemy za bardzo o co chodzi, wszyscy wyglądają na obsługę lotniska, więc my nie protestujemy. Po prześwietleniu bagażu rzucają wszystko i proszą o drobne. Nabrać się nie dajemy.

Następnie mijamy 20 identycznych okienek „kantorów“, jeden obok drugiego, a z nich nawołujących do nas kasjerów.
Na zewnątrz terminala zostajemy otoczeni przez taksówkarzy, próbujących nas sobie „wyrwać“.

Najpopularniejsza wśród turystów plaża Kuta nie zrobiła na nas wrażenia. Ogromne fale nadają się idealnie do surfowania, a wypożyczalnie desek są co kilka metrów ;) Ciągnące się wzdłuż plaży bazary z zegarkami Armaniego, okularami Ray Bana i torbami Luis Vitton zdają się nie mieć końca. A sprzedawcy za rękę wciągają cię do środka.



„Masaż“ i „taxi“ to najczęściej słyszane słowa. Najczęściej – czytaj co kilka metrów i tak przez cały dzień. Nie mamy siły odpowiadać.


Kuta - market
Kuta Beach
Na glowie mozna wszystko przeniesc :)

Wypożyczamy skuter na cały dzień, co kosztuje nas grosze i w ten nieco ekstremalny sposób, poruszamy się po wyspie. Skuterów jest mnówstwo i jest ich wszędzie! Nie wiedziałam, że cała 4-osobowa rodzina może zmieścić się na jednym małym skuterku. Da się :)

Podjeżdżamy na stację benzynową. Nie ma cen, obsługa siedzi obok dyspozytorów, tankują dla nas i kwotę wymyślają z głowy. Wszystko oczywiście jest znacznie tańsze niż w Sydney, ale i tak nie tak tanie jak się spodziewaliśmy. W końcu bazują na turystach.
Jeszcze ciekawsze stacje, to benzyna w szklanych butelkach sprzedawana przy drodze przez jakąś staruszkę :) Egzotyka.


Targujemy się wszędzie. I choć dla nas jest to różnica 50 centów, to jakoś tak wchodzi to w krew, że nie ustępujemy i mamy satysfakcję z samego targowania.
Idąc ulicą ceny za ten sam przejazd mogą wahać się od 40 000 rupii do 120 000. Także targować się należy :)

Ubud, to artystyczne centrum Bali. Miasteczko z mnóstwem restauracji, kawiarenek (z cenami adekwatnie wywindowanymi pod turystów) i przede wszystkim galerii wyrobów własnych. Na każdym podwórku spora wystawa rzeźb z drewna (swoją drogą bardzo imponujących), kamienia i szkła. Mnóstwo obrazów, na każdym kroku.
Piękne terasy, pola ryżowe.
Mijamy młode dziewczyny piorące w rzece, nieco dalej schnące na trawie ubrania. W innej rzece kąpie się cała rodzina.

Pola ryżowe

Pranie suszy sie na trawie



Wchodzimy do Monkey Forest – jednej z głównych atrakcji Ubud. Na wejściu sprzedają nam banany i już po chwili wskakuje na mnie małpa. Nie jedna. Pojawiają się znikąd i próbują sterroryzować za banana ;) Z początku słodkie, ale jak zaczynasz odmawiać banana, szczerzą zęby i masz wrażenie, jakby miały się na ciebie rzucić. Nie ryzykujemy i po przejściu kilkunastu metrów nie mamy bananów ;P
Patrząc na te zwierzęta, można odnieść wrażenie, że to ludzie! Gesty, mimika – ja byłam w szoku.






Cały czas sprawnie suniemy ulicami. Mat doszedł do takiej wprawy, że niczym miejscowy przeciska się pomiędzy samochodami, wyprzedza z lewej, z prawej, po chodnikach. Wszyscy sobie trąbią od czasu do czasu, ot tak dla potrąbienia. Zdarza się, że miniesz kogoś jadącego pod prąd. Na czerwonym niektórzy się zatrzymują. Taki mały chaos. Ale przy tym jakoś sprawnie to wszystko idzie, stłuczki nie widzieliśmy.
W pewnym momencie wszyscy wyciągają płaszcze przeciwdeszczowe. Nie wiem, oni chyba ten deszcz czują z daleka. Po kilku minutach jedziemy w strugach deszczu, przemoknięci do suchej nitki.

Bali ma sw ój klimat.


Pozdrawiam,
Ania
<!--[if gte mso 9]> Normal 0 false false false EN-US X-NONE X-NONE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz