piątek, 29 kwietnia 2011

Hong Kong i Makau

Podróż z Szanghaju upłynęła wygodnie i spokojnie, czyli przespaliśmy prawie całe 19 godzin;) Hong Kong przywitał nas na powrót przyjemnym ciepłym i wilgotnym powietrzem oraz palmami, których przez ostatnich kilkanaście dni w Chinach nie widzieliśmy.

Samo miasto jest tzw. specjalnym regionem admnistracyjnym Chin, tworząc niby państwo. Przez prawie 150 lat, do 1997 roku, Hong Kong był w rękach Wielkiej Brytanii, co spowodowało znaczny jego rozwój, stając się kulturalnym i gospodarczym pomostem między światem zachodu a komunistycznymi Chinami.

Zabudowa miasta jest niesamowicie wysoka. Ceny gruntów są ogromne (co odbija się na cenach noclegów i nieadekwatnej do nich wielkości pokoi!!), toteż wszystkie budynki wystrzeliwują w górę.  Piętnaście pięter, to takie minimum. 




Ilość markowych sklepów jest co najmniej imponująca. Louis Vuitton, Gucci i Chanel porozstawiane są w częstotliwości naszych spożywczaków, a sklepy jubilerskie z cenami zdecydowanie o kilka zer za wysokimi, stoją na każdym rogu. Canton Rd., Peking Rd. oraz Nathan Rd. to miejsca, gdzie zakupy najchętniej robią turyści z Chin kontynentalnych. Nie zawsze gustownie ubrana Chinka ma obowiązkową torebkę Gucci’ego, a i nie u jednego Chińczyka rzuca się w oczy dobrze znana krateczka Burberry. Nie wspominając o tym, że wieczorem w sklepie Cartiera, ekspedienci nie nadążają za obsługą klientów. Ludzie to mają kasiorę ;) Elektronika, wbrew temu, czego się spodziewaliśmy, wcale nie była taka tania. Podsumowując, w Hong Kongu wydaliśmy prawie tyle samo pieniędzy, ile w pozostałej części Chin. A obyło się bez torebki Gucci’ego :(



Tak się również stało, że do Hong Kongu zawitał w tym czasie inny członek rodziny Martynowiczów. Po półtora roku, przyszło mi zobaczyć się z bratem, który był w tym czasie w trakcie nieco krótszej podróży po Azji. Andrzej wyrósł jak na drożdżach – także stwierdzamy, że w Polsce się powodzi, a 1,5-dniowy zjazd rodzinny zaskutkował zwiększonymi wydatkami na alkohol ;)



 Victoria Peak, to najwyższe wzniesienie Hong Kongu (552 m). Rozciąga się zniego wspaniały widok na miasto, a na samo wgórze prowadzi zabytkowa kolejka.


 Panorama z Victoria Peak 


Promenada w Tsim Sha Tsui i Aleja (azjatyckich) Gwiazd, to rewelacyjne miejsce, żeby podziwiać panoramę Hong Kong Island. Szczególnie nocą, kiedy urozmaica ją wieczorny pokaz świateł z najwyższych budynków, tzw. Symphony of the Lights. 15-minutowy spektakl nieco przereklamowany, ale sama panorama nocna miasta – jak najbardziej warta zobaczenia.


 Sam Hui ;)
 i sam Bruce Lee karate mistrz :)








W ogóle Hong Kong nocą ma swój klimat. Na ulicach mnóstwo ludzi, ekspedienci zachęcają do wejścia do sklepów, a rozświetlone neony zdają się nie mieć końca.




Dużą atrakcję Hong Kongu stanowi także Ngong Ping 360 – najdłuża w Azji kolejka linowa. 25-minutowa przejażdżka prawie 6-kilometrowym systemem linowym daje spektakularny widok na wyspę Lantau – największą wyspę miasta. Na samym szczycie znajduje się wioska Ngong Ping, która jest drogą wypadową do Wielkiego Buddy. Jest to najwyższy na świecie posąg Buddy wykonany z brązu. Sama wioska była nieco spowita mgłą, ale mimo wszystko  mierzący 34 metry wysokości i ważący 250 ton posąg, robi wrażenie. 






Makau

Makau, to kolejny Specjalny Region Administracyjny Chin i kolejna granica (przynajmniej więcej pieczątek w paszporcie:)). Położone jest 60 km na południe od Hong Kongu, z którego przedostaliśmy się promem. Było pierwszą i najdłużej istniejącą kolonią europejską na obszarze Chin. Początki kolonii portugalskiej sięgają XVI wieku, a dopiero w 1999 roku Portugalczycy przekazali Makau Chinom.
Pierwsze wrażenie po wyjściu na brzeg – to nie Chiny. Małe uliczki, niska zabudowa, kościoły i place. Poczuliśmy się przez chwilę jak w Europie. Ale nie z tego Makau jest przede wszystkim znane. To azjatyckie Las Vegas przyciąga tylu turystów, a same kasyna i markowe sklepy przynoszą taki dochód, że Makau zalicza się do jednego z najbogatszych regionów na świecie.
Zbliżając się do centrum mijamy wystawne hotele, markowe sklepy i kasyna. Po zmroku kolorowe światła neonów z kasyn robią piękne wrażenie. Darmowe autobusy przeworzą ludzi od kasyna do kasyna. Co 15 minut świetlno-muzyczny spektakl wodny w przyhotelowej fontannie. Miasto nie idzie spać. Przynajmniej hazardziści.

Tak spędziliśmy tegoroczną Wielkanoc :)



 "europejskie" uliczki Makau

Ruiny kościoła św. Pawła w Makau

 I ta już nieco inna część miasta 

 Kasyna

 Hotele











I na koniec mapka naszej podróży po Chinach :)


Więcej zdjęć tutaj

Wesołych Świąt Wielkanocnych! :)
Ania

wtorek, 26 kwietnia 2011

Shanghai

Pociąg do Szanghaju był już dużo bardziej cywilizowany niż wspomniany przez Anię do Xi’an. Bynajmniej wiedzieliśmy już czego się spodziewać po biletach drugiej klasy, wiec sam fakt, że nikt nie opierał się o nas przez cała noc i nie musielismy dzielić siedzenia za które zapłciliśmy sprawił, że podróż była udana. Nie znaczy to jednak, że nie odbyło się bez sztandarowych dla chińczyków zachowań jak: pubiczne obcinanie paznokci, dłubanie w nosie, głośne, długie i ostentacyjne ziewanie, haranie, obrzydliwe zbieranie wydzieliny z nosa i wedle upodobnia albo połykanie jej albo wyplucie na podłogę, o czym z resztą redaktor Ania wspominała we wcześniejszym poście. 

Shanghai przywitał nas chlodem. Wierzcie, że zapomnieliśmy już jak to jest zmarznąć i przy temperaturze 15 stopni trzęsiemy się z zimna. Poza tym powietrze jest tu bardziej rzeźkie i nie ma w nim tego syfu jak w Pekinie i Xi’an. Gołym okiem widać, że to finansowa stolica Chin, a przy tym najprężniej rozwijające się miasto tego kraju. Dostęp do morza był gwarancją sukcesu jescze od czasów, gdy brytyjczycy transportowali tędy opium, wełnę i herbatę. Leżący w ujściu rzeki Jangcy port, jest jednym z największych na świecie. 


 CBD
 Ania i Mat w Szanghaju

W niesamowicie panoramicznej, typowej dla wysoko rozwiniętych miast azjatyckich  CBD znajdują się: Oriental Perl Tower, w kształcie statywu, która stała się symbolem Shanghaju, oraz Shanghai World Finnancial Centre (492 m), które jest trzecim co do wielkości budynkiem na świecie. Niestety otwarcie na początku wielkiego światowego kryzysu, skutkowało tym, że połowa biur pozostała pusta. Co więcej budynek ma najwyższy na świecie punkt obserwacyjny i najwyżej położony hotel. Dosłownie można chodzić głową w chmurach. 



 Oriental Perl Tower
uwagę przykuwają liczne suszarki na balkonach 

The must see Shanghai muzeum poprowadziło nas przez milenia historii Chin. Jest domem dla jednej z najbardziej imponujących okazów sprzed wielu lat przed Chrystusem. Nie, żebym był jakimś wielkim archeologiem, ale Ania kazała mi wziąć ulotkę co bym wam napisał co tam podziwialiśmy ;-) I tak na przykład pochodziliśmy sobie wśród chińskich wyrobów z bronzu i ceramiki, rzeźb i takich tam. Naprawdę było to imponujące, tyle, że mnie szybko nogi zaczynają boleć w muzeach, więc zamiast zalecanej przez przewodnik półdniowej wizyty, trochę ją skróciliśmy. 



Z naszą jakże udaną wizytą w muzeum wiąże się jeszcze jedna historia. Otóż, wiadomo, że w każdym kraju czycha na turystów jakieś niebezpieczeństwo. W Chinach wygląda ono następująco: z racji tego, że chińczycy ogólnie rzecz biorąc nie władają jakoś super po angielsku, każda osoba, która wyraża chęć rozmowy z nami (turystami) jest dość ciepło przyjmowana. Zostaliśmy więc wciągnieci w taka rozmowę o wszytskim i o niczym, po czym zostaiśmy zaproszeni na degustację hebrbaty. Ale myśmy się poznali na tych żółtkach, czytając wcześniej czym owa degustacja może się zakończyć. Oprócz młodego i z pozoru miłego towarzystwa na koniec dostaje się dość spory rachunek do zapłacenia. Więc czujnie podziękowaliśmy tym oszustom. Niemniej, pochwaliliśmy się naszą czujnością z hostelowymi lokatorami, którzy w odpowiedzi oznajmili nam, że wiedzą dokładnie ile taki rachunek wynosi...





Niższy to Jin Mao Tower, drugi co do wielkości budynek w Chinach
Wyższy Shanghaj World Financial Centre- 492 m.

Na wieczor przygotowaliśmy sobie coś extra. Chińczycy przecież dość znani są z występów cyrkowych i akrobatycznych. Kupiliśmy bilety w hostelowej recepcji nie do końca wiedząc na co się piszemy, bo na pytanie czy warto to zobaczyć, w odpowiedzi dostaliśmy, że możemy je tutaj kupić. Nie wdając się w szczegóły postanowiliśmy iść na taki performance.  W skrócie, półtora godzinny występ przeszedł nasze oczekiwania. Lata ćwiczeń pokazały niesamowity popis umięjętności w wykonaniu młodych akrobatów i kaskaderów. Miało się wrażenie, że te dziewuchy urodziły się bez kręgosłupa, albo, że służy im do czegoś innego niż normalnemu człowiekowi. Naprawdę czapki z głów.  







 do tej kuli wjechało 7 motorów

 CBD 

Mówią, że rusek wszystko wypije a chińczyk wszystko zje

 nie najmilszy widok rozcinania żywego żółwia
 i pedicure na ulicy

PS. Postanowiliśmy, że już wystaczająco zasymiliowaliśmy się z pasażerami drugiej klasy podczas naszych podróży i do Hong Kongu kupiliśmy sobie kuszetki, jakby nie patrzeć prawie 20 h pociągiem może każdego zmęczyć. Tylko jakoś tak dziwnie bez przepychanek i setek toreb nad glowami i podłodze.  
 najprawdziwsza zupka chińska


Więcej zdjęć tutaj

high five,
Matt