środa, 7 kwietnia 2010

Zmiany, plany itp...

Halo halo!

Witam wszystkich po bardzo długiej przerwie w pisaniu. W sumie przez miesiąc marzec nic specjalnego się nie wydarzyło, nastąpiło tylko kilka zmian, o których w niniejszym poście pragnę wspomnieć.

1. Zmiana mieszkania

Nie żeby nasze stare mieszkanie nam się nie podobało lub lokalizacja nie odpowiadała, ale jakoś tak po pół roku doszliśmy z Matem do wniosku, że człowiek potrzebuje zmian ;) Stojąc na pasach w oczekiwaniu na zielone światło zobaczyliśmy ogłoszenie na słupie. Patrzymy, żaden numer telefonu jeszcze nie wyrwany, no to musi być nowe! Dzwonimy! Już Mat wykręcał numer, kiedy stojące obok nas dziewczyny powiedziały, że jeśli jesteśmy zainteresowani mieszkaniem, to możemy porozmawiać z nimi, bo właśnie umieściły to ogłoszenie ;D I w taki sposób poznałyśmy nasze przyszłe współlokatorki pochodzenia niemieckiego :) Obejrzeliśmy mieszkanie i stwierdziliśmy, że się wprowadzamy (a one, że chcą żebyśmy się wprowadzili) ;) W taki o to sposób dziewczyny zgodziły się poczekać na nas 2 tygodnie (w tym czasie nasza Wietnamka musiała znaleźć kogoś na nasze miejsce).
Mieszkanko bardzo nam przypadło do gustu, jest duże, dwa pokoje, dwie łazienki, salon (w którym nikt nie mieszka!!! co w mieście pełnym Azjatów się ceni;D), pralnia, kuchnia, ogromy balkon. Oprócz tego sauna, jaccuzi, basen, siłownia i barbecue na dachu :D Wszystko, czego do życia skromnemu człowiekowi potrzeba :) Co do dzielnicy, to z centrum Sydney przenieśliśmy się nieco na północny-zachód, ale za to mamy bliżej do pracy - Mat jakieś 10 minut do swojej, ja jakieś 12 minut do jednej, 23 do drugiej, 25 minut do szkoły. Dzielnica spokojna (czyt. brak skośnych), także ta przeprowadzka wyszła nam na dobre :)



2. Ze szkolnej ławki...

W czwartek przed Wielkanocą oficjalnie ukończyliśmy z Matem naszą półroczną, niełatwą edukację i otrzymaliśmy tzw. Certificate IV in Business Management (czyt. jesteśmy już biznesmenami, którzy mogą rozkręcać własną firmę) ;P Nasze graduation zakończyło się wielkim opijaniem w pobliskim barze i żegananiem co niektórych towarzyszy nauki, którzy powrócili już na ziemie włoskie, brazylisjkie jak i polskie.

Mat kontynuuje poszerzanie swojej wiedzy w dziedzinie biznesu i w pocie czoła będzie próbował zdobyć dyplom, ja natomiast, żeby urozmaicić swoje cv na przyszłość, zmieniam college i wraz z początkiem maja zaczynam roczny kurs na kierunku Tourism. Także mamo, tato.... wracam w maju przyszłego roku ;)

3. Wielkanoc w Sydney

Nie żeby Australijczycy byli jacyś religijni, ale czas Wielkiej Nocy zaowocował w Sydney aż trzema tzw. public holidays - Wielki Piątek (chyba najważniejszy dla nich dzień, wszystko było pozamykane), Wielka Sobota i Poniedziałek Wielkanocny. Klimatu świątecznego i tak się nie czuło, wszystkie dni spędziliśmy z Matem w pracy, poza jednym małym akcentem w Niedzielę Wielkanocną, kiedy to wybrałam się rano na polską mszę. Kościół był przepełniony ludźmi, zabrzmiało "Zwycięzca śmierci", a cały ołtarz otoczony był koszyczkami z pokarmami do poświęcenia:) Miło i tradycyjnie po polsku :) Ale jak to mówią - święta, święta i po świętach - trzeba wrócić do codzienności ;P Zajączek był w tym roku bardzo hojny i przyniósł mi nowiutkiego, wymarzonego, całkowicie cudownego MacBooka... :D

4. Organizację wakacji czas zacząć

Jako że od powrotu z Nowej Zelandii minęło już 6 tygodni, doszliśmy z Matem do wniosku, że czas najwyższy zacząć planować kolejne wakacje! I w ten oto sposób zamknęliśmy oczy, rozkręciliśmy globus i padło na...


Fiji:)

Byliśmy już w biurze podróży, pierwsze kroki poczynione, najprawdopodobniej 15 czerwca będziemy już rejsować między tamtejszymi wyspami, podziwiać turkus wody, absolutnie cudowną rafę koralową i rozkoszować się zachodem słońca... ehhh... ;)

Pozdrawiam serdecznie!

Ania :)