Zmiana planów zmusiła nas do wczesnej pobudki. Przed 7 rano byliśmy już na nogach, zwarci i gotowi do najdłuższego odcinka naszej podróży. 600 km w jeden dzień + zwiedzanie hmm :) Pogoda od rana dopisywała, także wsiedliśmy w campera i w drogę. Pierwszym naszym przystankiem była oddalona od Queenstown o 170 km mała miejscowość Te Anau. Po małym zastrzyku energii w postaci kawy, zrobieniu zakupów w tamtejszym supermarkecie, udaliśmy się nad jezioro zjeść śniadanko :) Nie wiem czy zauważyliście, ale tu wszędzie są jeziora i w sumie prawie każde śniadanie jemy nad jeziorem ;) Klimat dało się odczuć iście turystyczny. Wszędzie mijaliśmy autokary zapakowane turystami. A to dlatego, że do Milford Sound prowadzi tylko jedna droga z Queenstown i jest to… ślepa uliczka! 290 km ślepej uliczki :) Także jeśli skończyłeś zwiedzać Milford Sound i chcesz jechać dalej – musisz wrócić 290 km :) Ale czemu tu się dziwić, skoro wszędzie góry. Także po śniadanku ruszyliśmy w dalszą drogę.
Droga z Te Anau do Milford Sound, to jedna z najbardziej malowniczych dróg w tamtej części kraju! Kręta, wijąca się pomiędzy przepięknymi górami, z zakrętami często 180-stopniowymi, zielone stoki, na których pasą się owce i sarny! Nowa Zelandia jest przepiękna! Dziewicza przyroda, niezdominowana przez turystów, mimo iż jest ich wiele na Wyspie Południowej. Wszyscy jednak szanują ją i są jej podporządkowani :) W końcu dotarliśmy do Milford Sound.
Milford Sound (czyli Zatoka Milforda) jest wąska, ma 20 km długości i wysokie strome brzegi, co przypomina typowy fiord. Płytka przy wejściu, głęboka w środkowej części. Uformowana została w czasie ostatniej ery lodowcowej przez lodowiec, który spływając do morza, wyżłobił głęboki rów. Po wycofaniu się lodowca dolinę zalały wody Morza Tasmana. Charakterystycznym punktem, będącym ikoną zatoki jest góra Mitre Peak. Zatoka Milforda to jedno z najbardziej deszczowych miejsc na Ziemi. Zaledwie co trzeci dzień jest bezdeszczowy. Roczne opady wynoszą 615 centymetrów, a pochodząca z nich woda spada kaskadami do leżącego ponad 300 metrów niżej zbiornika. My na szczecie nie trafilismy na ten "co trzeci" dzien i pogoda byla rewelacyjna :)
To jedno z najliczniej odwiedzanych miejsc przez turystów, ale nic dziwnego, bo jest naprawdę piękna! Główną i w sumie jedyną atrakcją jest rejs statkiem po zatoce. Także na owy rejs udaliśmy się. 20 km w jedną stronę, aż do Morza Tasmana i 20 km w drugą – w sumie prawie 2 h:) Widoki niesamowite, czysta, nietknięta przyroda, stada fok wygrzewające się na kamieniach, wodospady wytryskające z wysokich skał… cudo! Po skończonym rejsie i setce zrobionych zdjęć, wróciliśmy na parking, gdzie posililiśmy się obiadem z naszej camperowej kuchenki ;)
Po południu ruszyliśmy w drogę powrotną. Niedaleko Te Anau znajduje się malutka miejscowość z jeziorem o tej samej nazwie – Manapouri. Tamże też wstąpiliśmy i w sumie już myśleliśmy, że tam przenocujemy, ale przed nami było jeszcze jakieś 2 h drogi, a następnego dnia rano trzeba było wcześniej wstać na nasz extreme! ;) Camping uroczy, w lesie nad jeziorem. Spotkaliśmy „sąsiadów” z Sydney ;) czyli dwie starsze parki i po krótkiej pogawędce pospacerowaliśmy nad jeziorem, po czym ruszyliśmy w kierunku Queenstown.
Jezioro Wakatipu
Te Anau - sniadanie nad jeziorem :)
Jedna z wielu dolin mijanych po drodze do Milford Sound
Jeden z przepieknych punktow widokowych
To cos male na srodku, to ja na jakiejs "resztce" sniegu ;)
Tunel, w ktorym zgubilam moje ukachane trampki ;( po bezmyslnym zostawieniu ich na masce samochodu (zeby sie wysuszyly po moim spacerze po sniegu) Ehh..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz