wtorek, 3 maja 2011

Singapore

£4 billion Marina Bay Sands Resort

Nie oszukujmy się Singapore to chyba najmilsze miejsce w całej Azji południowo wschodnej. Po niezliczonych potyczkach o koszt biletu czy zakupu czegokolwiek w Indonezji, prób prezejścia przez zakorkowaną Jakartę, chorzy wdychaniem tego syfu z powietrza, doznajemy niebiańskiego spokoju. Nikt nam nic nie sprzedaje, nie pyta dokąd idziemy, nic nie oferuje. Miato-państwo jest również jednym z najbogatszych krajów na świecie, ilość i wysokość budynków sektoru finanowego w CBD jest istotnie imponująca, a w niezwykle malowniczym porcie, który jest co najmniej dwa razy większy niż Darling Harbour z Sydney, podziwiamy ultra nowoczesne budynki o modernistycznych ksztatach. Nie brakuje oczywiście hoteli, fancy barów i restauracji oraz jakże nam bliskie sercu sklepy LV, AX, Dior i całej podobnej reszty zajmujące podobną powierzcnię co w Hong Kongu, a przy tym jest nieporównywalnie taniej. Co więcej, Singapore znane z niezwykle restrykcyjnego prawa (głównie, jeśli chodzi o śmiecenie) jest niespotykanie, jak na swoje azjatyckie położenie, czyste. Wisienką w tym całym torcie mogło by być tańsze piwo, niestey Tiger beer jest dwa razy droższe od michy mięsa z ryżem. Za to nie lubimy Singapuru. 



Najbardziej odjechanym budynkiem na miarę Las Vegas jest jednak hotelo-restaracjo-kasyno, którego wygląd trudno opisać, a stał się symbolem bogactwa i luksusu śmietanki Singapuru.







Wyspa Santosa to wypoczynkowe i rozywkowe miejsce Singapuru. Importowany piasek, kilka barów, hoteli i kasyno to przepis na komercyjny sukces. Pierwszy raz od jakże długiego czasu wskakujemy do wody, której temperatura nie daje orzeźwienia.




Przechadzamy się po mieście zachęcani przez restauratorów do skosztowania najsłynnieszego singapurskiego kraba w wersji black pepper. Wyobraźcie sobie te wielkie akwaria przed restauracjami, w której pływa cały wodny świat od ryb po kraby i olbrzymie żaby. Palce lizać.



Trudno nie powtórzyć wszytskich nazw największych marek wyznaczajacych status posiadacza, kiedy mowa o Orchard Rd. Ta ulica jest tak długa, że wszytskie sklepy Galerii Krakowskiej skończyłyby się w jednej czwartej jej długości. I tu znów nasuwa się pytanie powracające jak bumerang: skąd ludzie mają tela pieniondzów, ja sie pytam?!   




Ania i Mat w Singapurze

Jak zawsze zdjęcia tutaj

1 komentarz: