W momencie, gdy wylądowaliśmy w Yangon, niegdyś stolicy kraju, musieliśmy przestawić zegarrki o dobre 20 lat. Jeteśmy w kraju najbardziej odizolowanym od świata zachodniego w naszej azjatyckiej podróży. Krajem nieprzerwanie od 1962 roku rządzi junta wojskowa, która stanowi krajową elitę. Wśród zdezelowanych aut, skuterów i autobusów odkupionych z ukraińskiego szrotu można znaleźć rządowe Porshe. Samolot jest jedyną formą transportu ze świata zewnętrznego. Na terenach przygranicznych ciągle toczone są walki separatystycznych mniejszości etnicznych z siłami rządowymi mimo, iż zawieszenie broni podpisano w latach 90-tych.
Wiele budynków popada w ruinę, w tym uniwersytety, które rząd postanowił zamknąć po krwawych manifestacjach z 1988 roku. Aby rozproszyć środowisko opozycyjnie nastawionej młodzieży władza podzieliła uczelnie na kika mniejszych jednostek administracyjnych i przeniosła je daleko poza miasto. Mijamy dom hazryzmatycznej działaczki opozycjnej Aung Sang Suu Kyi pilnie strzeżony przez policję. Aung San to kobieta legenda na arenie politycznej, birmańska Ghandi, o której birmańczycy mówią szeptem Lady. W ostatnich wyborach jej parita – Liga na Rzecz Demokracji uzyskała 82 miejsca w parlamencie, ale wynik nie został uznany przez reżim wojskowy. W 1991 r. została laureatką pokojowej nagrody Nobla, nie ogła jej jednak odebrać, gdyż od wielu lat przebywa w areszcie domowym.
Widok z okna
Faceci w spódnicach
Taxi w wersji Mazda retro
Rozbieżność w nazwie państwa bierze się stąd, że junta wosjkowa w 1989 r. zmieniła wiele nazw geograficznych m.in. przyjęła angielską nazwę Myanmar, zamiast dotychczasowej Birma, przy czym nazwa ta nie została zaakceptowana przez część krajów. Zaakceptowało ją jednak ONZ. Tak więc Myanmar używa się tylko w tekstach oficjalnych na szczeblu międzypaństowwym.
Naszą wycieczkę po Yangon zaczęliśmy od wizyty w wietnamskiej ambasadzie, która przebiegła następująco:
- potrzebujemy wizę do Wietnamu
- dobrze, proszę wypełnić formularz i to będzie trwało ok. tygodnia
- właściwie chcieliśmy się zapytać czy można ją załatwić w 4 h, bo mamy autobus o 5?
- dobrze, to proszę przyjść o 4 ;-)
Wieczorem pojedyncze latarnie ledwo oświetlają ciemne ulice, czsami prądu nie ma, wtedy jedynym źródłem światła są mijane samochody i skutery. Słychać pomruk agregatów prądotwórczych. Udajemy się do pobliskiego marketu, gdzie liczba pracowników kilkakrotnie przerasta liczbę kupujących. Jeden z nich otwiera nam drzwi, drugi podaje nam koszyk, trzeci otwiera lodówkę – klient nasz pan, ma się rozumieć ;)
Krótka rozmowa z hostelowym recepcjonistą ukazuje nam prawdę tego hermetycznie zamknietego świata. To ile złego mozna powiedzieć o rządach junty wojskowej, tyle dobrego o samych Birmańczykach. Są uosobnieniem wszystkiego tego, czego reżim nie jest. To niezwykle ciekawi, uśmiechnięci, zabawni i mili ludzie. Przyciągamy ich uwagę i spojrzenia. Przewrotnie to starsze pokolenie mówi lepiej po angielsku. Pytają skąd jesteśmy i mówią, że Polska to piękny kraj. Jesteśmy zdumieni ich pięknym i prawdziwym uśmiechem, który mowi: cieszymy się na wasz widok, jak każdy gospodaż z wizyty. Być może fakt, że Birma nie należy do turystycznych perełek jak i sama turystyka jeszcze tu kuleje (to za sprawą rządu rzecz jasna) powoduje, że brak tu natręctwa, naganiaczy i płacenia kilkakrotnie wyższych turystycznych sum. A może jest tak, jak powiedział recepcjonista, że ludzie są tu dobrzy, i życzliwi, i że nie ma przestępczości, a oni sami nie ufają tylko ludziom w mundurach, boją się, bo za byle co można trafić do więzienia. Dlatego o obecnym stanie rzeczy nie rozmawia się głośno, bo nigdy nie wiadomo czy ktoś nie słucha, choć w hostelowych ścianach podśmiechują się, że główna stacja autobusowa jest dalej niż lotnisko. Orwellowe powieści są tu rzeczywistością i nie są dobrze widziane na ulicach. Tak czy owak, jeszcze nie znaleźliśmy na naszej drodze tak pozytywnie i bezinteresownie (co najważniejsze) nastawionych do nas ludzi. Oni chyba jeszcze nie wiedzą, że na turystach nieźle da się zarobić. Z resztą, tutaj pieniądze wydaje się trochę inaczej tzn. nawet jeśli przejedziesz się dorożką odcinek, który z łatwością można pokonać pieszo, zapłacisz trochę więcej za pyszny sok z trzciny cukrowej czy kupisz winogrono z kosza noszonego na głowie, gdy nie jesteś głodny, to i tak masz przeczucie, że Twoje dolary mogą w jakimś stopniu podreperować rodzinny budżet (choć koledze, który bez pytania wziął sobie nasze 500 dolców podreperowaliśmy w imieniu wszytskich).
Teraz trochę o transporcie, który po Indonezji, na nowo zdefiniował mi formułę przewóz osób jak i klasyfikację dróg. Autobusy dalekobieżne są w ogólnym stanie dobrym i przypominają mi te ogórki, które woziły nas na basen za czasów podstawówki, tyle, że tutejsze wyposażone są w air conditioner, ale z reguły brak im amortyzatorów. W miastach rolę autobusów grają tzw. pick up’y, które są mini ciężarówkami, nie ma w nich siedzeń, tylko ławki z dwóch stron i jak przystało na azjatycki kraj każdy coś ze sobą wiezie czyt. wszytsko czym da się handlować. Jak już nie ma miejsca w środku, ludzie stoją na zwnętrzu i trzymają się barierek, jak zabraknie tam miejsca, jest jeszcze mnóstwo na dachu, co osobiście bardzo mi się spodobało.
Jadąc autobusem dalekobieżnym z Yangon do Mandalay nie zostaliśmy poinformowani, gdzie mamy wysiąść (cholera mieli 2 białych w autobusie, jak nie w całej okolicy i zapomnieli..), w każdym razie wysiedliśmy na ostatniej stacji, jakieś 60 km od Mandalay, skąd byliśmy zmuszeni za dodatkową opłata 2 dolarów cofnąć się wspomnianym pick up’em. Podróż nie miała bliżej określonych ram czasowych, toteż zatrzymywaliśmy się co parę kilometrów na wioskach by kogoś albo coś zabrać. Wszędobylski pył podnoszony przez koła osiada na wszytskim. W miarę zapełnienia się pick up’a postanowiłem przenieść się na dach, gdzie zadziwiająco spędziłem jedyne 3 godziny nim dotarliśmy do Mandalay. Nie ujmujac nic pks indonezja, to była niewątpliwie najbardziej jak do tej pory egzotyczna przejażdżka.
Auta, a raczej te pojazdy, które się poruszają może i rozwinęłyby większą prędkość, gdyby nie stan dróg, dosłownie wszytskich dróg, które są w niezwykle opłakanym stanie. Nie wiem ile jest kategorii dróg w Polsce, ale te zaliczają się do ostatniej, nie utwardzonej o szerokości jednego pasa. Autentycznie na całej mapie drogowej jest tylko jedna droga, gdzie auta, żeby się wyminąć nie muszą zjeżdżać na pobocze. Z reguły kierowcy autobusów stosują zasadę klakson i do przodu! Przy czym klakson to dźwięk jaki wydaje statek parowy jak wyjeżdża z portu, prawdziwa rewelacja!
60 km w 3 h, a przy okazji wycieczka objazdowa
Jakby tego było mało, w transporcie istnieje jeszcze jeden trudny do pojęcia bubel. Otóż ¾ pojazdów ma kierownice z prawej strony i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ruch też jest prawostronny. Mamy więc a autobusie dwóch kierowców, jeden który trzyma kierownicę a drugi, który patrzy i mówi czy można wyprzedzać – paranoja ;)
Kolejka po paliwo
Towarzysze podróży
Idąc ulicami Birmy nie da się niezauważyć bardzo licznej i charakterystycznej grupy społecznej jaką stanowią mnisi. Generalnie oczekuje się od każdego mężczyzny, by został choć na chwilę w swoim życiu mnichem. Często bywa, że mnichem jest się przez całe życie zaczynając od dzieciństwa. Mnisi nie trdunią się pracą, nie zarabiają, opiekują się licznymi świątyniami Buddy i żyją z darowizn. Istotnie mają się czym opiekować sami ostatnio zwiedziliśmy tyle śwątyń i widzieliśmy tyle posągów Buddy, że niedługo chyba osiągniemy nirvanę ;)
Kaung Hmu Daw Temple, Sagaing
Shwedagon Paya. To, co czyni stupę wyjątkową pośród tego rodzaju sakralnych budowli jest to, że zawiera w sobie włosy z głowy Buddy. Przechowywane są one razem z niezliczoną ilością skarbów: złota i kosztowności wewnątrz stupy.
U Bein's Bridge - znajdujący się w miasteczku Amarapura najdłuższy na świecie most z drzewa tekowego liczący 1,2 km
Na koniec, chcę jeszcze parę słów o birmańskich realiach, które do złudzenia przypominają czasy, gdy w Polsce telewizja mówiła, że stonkę przysłali nam Amerykanie. Otóż, gazety obfitują oczywiście w wiadomości z kraju i świata: o upadłej fabryce w Niemczech, o poczynanich rządu w celu poprawy warunków socjalnych i promowaniu turystyki. Najlepszy był jednak artykuł o jadowitych wężach. Tak więc dla wszytskich, którzy nie wiedzili: węże są jadowite! Niezła dawka humoru z rana ;)
Zachód słońca - Mandalay Hill
pozdrawiam,
Mr Matt Orwell
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz