poniedziałek, 16 maja 2011

One night in Bangkok

Powiedzmy sobie szczerze, Bangkok w dzień nie reprezentuje sobą nic szczególnego.  Oprócz wszechobecnych portretów króla od czasów młodości do dziś, nie ma nic charakterystycznego (swoją drogą wyobraźcie sobie zdjęcia prezydenta Komorowskiego na każdym skrzyżowaniu jak był młody, z rodziną, bez, jego dzieci etc). Standardowo w dzień zwiedzamy Buddę ;-) Leżący posąg Buddy w Bangkoku jest największy na świecie, liczący 46 m długości (pamiętajcie, że ten jest największy leżący ze złota, gdzie indziej jest największy leżacy z brązu albo największy stojący ze złota albo z marmuru etc.). Przechadzamy się po bogato zdobionych świątyniach z setkamy Buddy. Zrobieni w bambuko przez tuk tuk drivera mamy chwilowe problemy z komunikacją. Kierowcy tuk tuków są zawodowymi kłamcami i razem z tym ich lajtowym nastawieniem do życia można wyjść jak Zabłocki na mydle, że tak zapodam literacko. Podobnie jak w Phuket tylko z większą częstotliwością: where you go?  tuk tuk? Taxi? albo suit for you sir?

Ladies and Gentelmen - His Majesty Bhumibol Adulyadej - nieprzerwanie na tronie od ponad 60 lat. Jest obecnie najdłużej panującym monarchą na świecie.




46 m długi i 15 m wysoki - największy w Tajlandii leżący Budda


Lokujemy się na backpackerskim Khao San, tu przynajmniej na śniadanie nie trzeba jeść ryżu. Khao San to backpackerskie ghetto, gdzie na ulicy można kupić wszytsko co znajduje się pod słońcem, liczne restauracje i bary zachęcają do wypicia Chang beer, zapalenia sziszy i jak łatwo da się zauważyć, przelotne znajomości z tajkami wydają się normą.
Samo miasto śpi albo stoi w gigantycznych korkach.



Na całe szczęście przychodzi noc. Uliczne markety otwierają się ok 19, uliczni szefowie przygotowują tajskie specjały, można kupić wszelkie falsyfikaty dokumentów, a pod osłoną nocy rzeczy się dzieją. I to jakie rzeczy!

Ogólnie wiadomo, że ja jestem z tych porządnych i do klubów nocnych nie mam zwyczaju chodzić. W Sydney tyle mieszkałem, ale na Kings Cross też mnie wołami ciągnęli. Niemniej musi być ten pierwszy raz. Bangkok wiadomo, jako światowa stolica seksturystyki ma wiele do zaoferowania. Jeszcze za czasów Krakowa usłyszeliśmy, że w Tajlandii można zobaczyć show, który krótko mówiąc polega na tym, że miłe panie robią ze swoją waginą to, co większość z Was dziewczyny nie potraficie. Ania obawiała się jednak, że taki show odbywa się tylko w podziemiu i nie jest on ogólnodostępny. Jakie było nasze zdziwienie, gdy idąc ulicą wśród bazarów, sklepów i restauracji nagabywacze oferowali nam tzw. ping pong show. Tak więc, to co zobaczyliśmy było ..yyy.. imponujące?! Zdmuchiwanie świeczek, pompowanie balonów, palenie papieroska, wyrzucanie piłeczek ping pongowych na odległośc 1,5 metra i last but not at least: pisane dla mnie- hallo Matt -WSZYTSKO POCHWĄ!!!


Emanujące seksem dziewczyny (choć to różnie bywa, ale o tym później) tańćzące na barach lub stojące przed wejściem są widoczne dla przechdniów, ktoś inny sprzedaje filmy porno, laski krzyczą, że są horny (napalone), więc żadne to podziemie, tylko Bangkok my friend.


Czasami kontakt fizyczny z pozoru pięknymi dziewuchami kończy się niemałym zaskoczeniem, gdy okazuje się, że ta dziewczyna to chłopak, tzw. lady boy. Wierzcie, że ladyboy potrafi być bardzo przekonujący w swym fałszywym wyglądzie.  

Tajlandia jest też azylem dla gejów i lesbijek. O ile w większości krajów Azji Południowo- Wschodniej (szczególnie krajów muzłumańskich) nie są traktowani na równi, to Tajlania ma długą historę związaną z homoseksualnocią. W większych miastach istnieją mniejsze społeczności gejowskie, a przynależność do tej grupy jest dodatkowo celebrowana na różnych event’ach w Bagkoku.   

Będąc w Tajlandii musisz zrobić kilka rzeczy tzw. must- do/see. Zaliczyliśmy już tajski masaż, przejechaliśmy się tuk tukiem, płynęliśmy łodzią, jechaliśmy skuterem, piliśmy tajksie piwo, jechaliśmy na słoniach i.. jeszcze jedno dla burżuazji, czyli uszyć sobie ciuchy na miarę. Wybieram krój z katalogu Armaniego i cyk. Można ładnie wyglądać?!;)


Podsumowując, lepiej przespać dzień na korzyść nocy. Wtedy nie zgłodniejesz- naprawdę ilość i jakość jedzenia jest imponująca, w dzień piwo sprzedają tylko w określonych godzinach (że co?), atmosfera na targach i barach własnie taka typowo azjatycka, na ulicy  można kupić autentycznie wszytsko (nie tylko Chiny są mistrzami badziewia nie nadającego się do niczego), seksturystyka ma się naprawdę nieźle, w barach chyba najłatwiej o przelotną znajomość, szczególnie w backpackerskiej dzielnicy- sami oceńcie czy to plus czy minus.   


Poniżej zdjęcia  Khao San Rd












więcej zdjęć tutaj
pozdro,
Mat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz