Z Singapuru przylecieliśmy na Phuket – największą wyspę Tajlandii oraz najpopularniejszą i najbardziej komercyjną tajską destynację wśród turystów. Tak jak w poprzednim kraju – upał 33 stopnie. Ale że tym razem dookoła plaże, prosto z hostelu uderzamy na Patong Beach. Temperatura wody jest tak wysoka, że nie daje orzeźwienia. Gdyby dodać bąbelki – byłoby jak w jacuzzi :) W prawdzie już po sezonie, ale turystów co nie miara, w szczególności Rosjan. Dookoła targi z ubraniami i pamiątkami, bary przyciągające backpackerów swoimi happy hours, wszechobecne Tajki oferujące masaż i wszechobecni Tajowie oferujacy przejażdżkę tuk tukiem zapytaniem „Where you go?“.
Tuk tuk, to chyba najpopularniejszy środek transportu w Tajlandii. Trzy- lub czterokołowy pojazd to atrakcja sama w sobie, aczkolwiek po kilkuset metrach spaceru, mamy dość nahalnych „Where yo go?“. (A Ty?) :P
Taryfę kierowcy windują sobie w zależności od nastroju, także cenę należy dokładnie uzgodnić nim do tuk tuka się wsiądzie.
A że to nasz pierwszy dzień w Phuket i nie wiedzieliśmy, że autobusy do oddalonego o 20 km miasta kursują do 18, dane nam było takim tuk tukiem się przejechać. Za cenę kilkukrotnie wyższą niż bilet autobusowy.
Tuk tuk
Następnego dnia wypożyczamy już skuter i cały dzień jeździmy po wyspie, zatrzymując się raz po raz na różnych plażach – w końcu, po miesiącu podróżowania po Azji – relaks :)
Boski Leo ;)
Jak w każdym szanującym się mieście – musi być Wielki Budda ;)
Dwie godziny promem od Phuket znajdują się dwie małe wyspy – Phi Phi Don i Phi Phi Lee.
Dobijamy do brzegu Phi Phi Don, bazy wypadowej na Phi Phi Lee, przebijamy się przez gąszcz miejscowych oferujących nocleg, następnie przez tych oferujących łódkę i szukamy noclegu na własną rękę. Mijamy dziesiątki kotów. Leżą na drogach, towarzyszą turystom w restauracji siedząc na krześle obok czy wygrzewają się na plaży. Taka kocia wyspa. W ostatniej chwili wskakujemy na małą łódkę dołączając do grupy osób i wypływamy na Phi Phi Lee. Istny raj :) Turkusowa woda z mnóstwem kolorowych rybek zachwyca pięknem. Zatrzymujemy się na snorkeling i po chwili pływamy na rafie :) Przemieszczamy się od jednego zakątka wyspy do drugiego, podziwiając coraz wspanialsze plaże. To tu kręcony był film „Niebiańska plaża“ („The Beach“) z boskim Leonardo di Caprio. Plaża istotnie niebiańska. Cumujemy także na Monkey Beach – plaży, gdzie małpy hasają sobie po piasku, skaczą po drzewach, chłodzą swoje futerka pływając w morzu (nie wiedzieliśmy, że małpy nurkują?!). Ci co mają banany przeżywają większe oblężenie :)
Phi Phi Lee
Monkey Beach
siedzimy...
...nic się nie dzieje...
Maya Beach - The Beach
Wieczorem udajemy się na jakże pyszne tajskie jedzenie, podziwiamy pokaz ogni w wykonaniu mieszkańców i oddajemy się w ręce Tajek, które masują nasze zmęczone całodzniowym relaksem ciała ;)
Lubimy Tajlandię!
Punkt widokowy Phi Phi Don
Ania i Mat w Tajlandii :)
Więcej zdjęć tutaj
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz