Zanim zacznę chciałbym podziękować red. nacz. Ani za szansę, jaką raczyła mi dać w współtworzeniu (mam nadzieje, że nie przesadziłem) bloga. Więc chciałem opisać naszą podróż do Gór Błękitnych, ale w odpowiedzi dostałem, iż, gdyż, ponieważ, atoli zadanie to jest dla poziomu równym red. Oszkl i red. Kaczy (por. Samba Trip) jak i będącej moją obecną supervisor red. nacz. Dostałem za zadanie opis naszego półgodzinnego pobytu w ogrodzie chińskim na Darling Harbour. Wiem, że oczekiwania są duże, wręcz ogromne.. Postaram się tej szansy więc nie spier... zmarnować.
Tak więc w ubiegłą niedzielę, w której odbyła się Polska wigilia na Darling Harbour, Anusia postanowiła mnie zgarnąć po pracy (chyba mój pierwszy wolny wieczór w minionym tygodniu) i zaprosiła do ogrodu chińskiego (z ang. chinese garden). Piękno tego ogrodu oddają tylko angielskie słowa awesome, spectacular i beautiful (tłum. zajebiste, zajebiste, zajebiste). Szybko zapomniałem o bolących mnie nogach i chęci pójścia na piwo z kolegami z pracy, którzy już owy napój sączyli. Anusia prawie zapomniała, że ma do pracy, a właściwie to zapomniała, bo się spóźniła... tak tak działanie ów ogrodu jest niezbadane. Podziwialiśmy więc różne chińskie kwiatki, chińskie rybki całkiem możliwe, że pływające również w chińskiej wodzie, chińskie budowle oraz siedzieliśmy na chińskich ławeczkach gdzie cieszyliśmy się australijskim słońcem. Następnie z niego wyszliśmy bo go zamykali. Ania poszła do pracy a ja na piwo tzn. do domu.
Koniec.
Acha no i nie obejdzie się bez zdjęć (starsi redaktorzy również używają owej sztuczki).




Red. początkujący - Matthew.
Wow! Gratuluje Matt pierwszego, jakze interesujacego posta! Przy okazji witam w szanownym gronie redaktorow:)
OdpowiedzUsuńOj, bardzo sie usmialem czytajac Twojego posta... oby tak dalej!:)
A tak przy okazji... Ania zamiescila zdjecia tych ¨niby ciach¨ z australijskiej plazy:/ Teraz Twoja kolej Matt na jakies surferki albo plazowiczki!:)
OdpowiedzUsuń