czwartek, 24 czerwca 2010

Fiji, czyli życie na wyspie.


Bula!
Tym tradycyjnym przywitaniem zacznę opowieść o tym jak przez 7 dni staliśmy się sąsiadami rdzennych mieszkańców wysp Yasawa, pływaliśmy z rekin(k)ami, delfinami, podziwialiśmy rafę koralową, uczestniczyliśmy w ceremonii ślubnej, byliśmy na mszy świętej, leżeliśmy na hamaku o wschodzie i zachodzie słońca, jedliśmy świeże banany, ananasy, dalo, casava i kokoda, piliśmy Fiji Gold, a o zmroku przy ‘Kavie’ i dźwiękach gitary śpiewaliśmy razem z Yasawans. Fidżyjczycy określani mianem najbardziej przyjaznych na świecie istotnie nie maja większych powodów do zmartwień, więc nie dziwi mnie fakt, że uśmiech nie znika im z twarzy (na widok turystów) a śpiew i muzyka towarzyszy im w codziennym życiu. Zapraszam więc w podróż na wyspy Fidżi a zaczniemy ją od wysłuchania piosneki powitalnej „Bula”.

Nie obędzie się jednak bez notki geograficznej.
Państwo położone jest na 322 wyspach i wysepkach pochodzenia wulkanicznego, otoczonych rafami koralowymi. Spośród nich zamieszkanych jest około 110. Dwie największe wyspy to Viti Levu i Vanua Levu. Viti Levu stanowi połowę powierzchni Fidżi, na niej położona jest stolica państwa, Suva. Fidżi leży w południowo-zachodniej części Oceanu Spokojnego. Od północy graniczy z Wallis i Futuną oraz Tuvalu, od zachodu z Vanuatu i Nową Kaledonią, od południa z Nową Zelandią, a od wschodu z Tonga. Wyspy wchodzące w skład kraju są pozostałością zatopionego kontynentu. Na diorytowym i granitowym cokole wznoszą się wygasłe wulkany (najwyższy ze szczytów osiąga wysokość 1322 m n.p.m). Obszar kraju jest bardzo aktywny sejsmicznie. Wyspy pozostają pod wpływem klimatu równikowego oceanicznego. 
 
Klimat Pacyfiku to odskocznia od wszystkiego, co się wiąże z cywilizacją, dosłownie koniec świata, gdzie można całymi dniami leżeć pod palmami na wyspie gdzie nie dotarły zdobycze techniki, w miejsca gdzie nie ma telewizorni, komputer jest bezużyteczny, bo i tak nie ma Internetu, prąd jest przez 5 h dziennie i nie koniecznie jest ciepła woda. Choć to nie do końca mój klimat, zaczynam to rozumieć. Rytm życia dyktuje przyroda no i pora w których były podawane posiłki ;-)



Pół godzinna podróż z Nadi Airport do hotelu Westin to przejażdżka przez 2 światy. Nadi downtown to ciągle żywa historia sprzed kilku lat. Bardziej kojarzy mi sie z jakimś miastem niekoniecznie bogatym w Azji gdzieś pomiędzy Indiami Nepalem a Bangladeszem niż kurortem na Pacyfiku. Mijamy domy z betonu, ruiny, blaszaki i wjeżdżamy do świata gdzie trawniki są równo przystrzyżone, drzewa rosną w jednakowych odstępach, wille są otoczone wysokimi murami przy nich jachty a nade wszystko dobrze znane nazwy hoteli.
Szukamy fidżyjskiej restauracji, w menu znajduję wcześniej wyczytaną nazwa Kokoda, czyli taki ich tradycyjny seafood. Przemiła pani kelnerka-supervisor (średni wiek w gastronomi to ok. 40 lat) bardzo dbała o nasz stolik i chyba ze 100 razy zapytała czy nam wszystko smakuje i czy my ‘enjoy’ i czy chcemy jeszcze piwa. Całe szczęście stoliki zaczęły się zapełniać a my odetchnęliśmy z ulgą. Co więcej, jak już wspomniałem Fidzyczycy są bardzo muzykalni więc jak gdyby nigdy nic usiedli na ziemi, obok naszych stolików i zaczęli grać robiąc sobie przerwy na wypicie „Kavy”. Zapytani czy mamy ochotę dołączyć do rytuału, usiedliśmy w kręgu z nimi i skosztowaliśmy tego, czym oni się poją. 
 Fiji Gold
muzyka, śpiew i kava
bez smaku i drętwieje język, ale jak pije wódkę to też nie narzekam


No więc, Kava jest popularna na wszystkich wyspach Oceanu Spokojnego i wbrew pozorom nie ma nic wspólnego ze zwykłą kawą. Właściwie jest jej przeciwieństwem, ma bowiem efekt usypiająco-rozluźniający. Kave robi się z suszonego korzenia lokalnej odmiany pieprzu. Korzeń ściera się na proszek, zawija w szmatkę i rozrabia z letnią wodą. Wywar przyrządza się w dużej misce, z której całe towarzystwo pije do spółki. Roztwór nie ma żadnego zapachu, kolor blado-mętno-szary, smak nijaki. Spróbowałem trochę, to zdrętwiał mi język ;P

Kolejny przystanek to już wyspy Yasawa. Yasawas Islands to archipelag 20 wysp pochodzenia wulkanicznego. Około 90 km długie i rozpościerające się właściwie w linii prostej, niektóre z nich osiągają nawet poziom sześciuset metrów n.p.m. I to zdjęcia z tych miejsc znajdziecie w katalogach biur podróży.



Nieskazitelnie czysta woda, krzywe palmy i plaże tylko dla Ciebie. Wyspy na których nocowaliśmy czy mijaliśmy były tak przeróżne, że zapierały dech: jedne można było obejść w ciągu 7 min i były prze- urocze, niczym malowane, drugie zaś w ogóle nie zamieszkałe ze względu na ukształtowanie terenu. 

 raj?

Bardzo dziwne było to, że z Anią właściwie nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę jak nasza podróż będzie wyglądała. Tzn. nie wiedzieliśmy o tym, że na wyspach będziemy mieszkać razem z mieszkańcami, pić z nimi Kave, śpiewać, uczestniczyć w ceremonii ślubnej, cała ta asymilacja z nimi była bardzo pozytywnym zaskoczeniem. A tym samym osoby, które poznaliśmy z różnych krajów świata (Niemcy, Dania, Norwegia, Anglia, Kanada, Stany) przesympatyczni, przeróżni, każdy z inną historia, ktoś w podróży, ktoś właśnie wraca do domu, skończył studia, jedzie do pracy, jest na wakacjach i każdy niesie ze soba swoja historie, każdy jest Odysem co wraca do swej Itaki. Po paru dniach skazani na siebie staliśmy się nowymi znajomymi nie tylko na facebooku.
PS. Paweł (Skóra) jeśli to czytasz to chce Ci powiedzieć, że znalazłem Twojego sobowtóra, ba nawet charakter macie nieziemsko podobny, ja byłem w szoku;-)



 towarzysze podróży



W niedzielę (łatwo można się tam pogubić, który to dzień tygodnia) mieliśmy możliwość uczestnictwa we mszy św. w okolicznej wsi (a zarazem sąsiedniej wyspie). Mówi się, że mieszkańcy Fiji bez łódki są jak cowboy bez konia i święta racja bez łódki ani rusz. Msza święta to w połowie całkiem niezły pokaz wokalny Yasawan z iście afro- czuprynami, czyli taka muzyka gospel, w drugiej (jeszcze mniej zrozumiałej) pokaz sztuki retoryki księdza. Ksiądz to istny orator potrafi wymówić donośnym głosem szereg kilkudziesięciu zdać bez oddechu poczym szepnąć i wzruszyć (siebie) jakby chciał zapłakać. Generalnie było bardzo miło, podziękowaliśmy sobie wzajemnie za przybycie i wróciliśmy każdy do swojej wyspy zająć się sobą, gdyż mieszkańcy Fiji w niedzielę nie robią już kompletnie nic. 












 nie można ich nazwać "ciężko-pracujący"
 
Zdecydowaliśmy z Ania, że wyprawę na Fiji opiszemy mniej więcej po połowie. Mając na uwadze fakt, że Ani bardzo spodobał się świat zwierząt zostawiam ten rozdział nietknięty mając nadzieję, że podzieli się z wami spostrzeżeniami i ciekawostkami. Ja jeszcze ukradnę jej jeden przystanek, z którym wiążę się dobrze chyba wam znany film, gdzie Robinsona Cruzoe grał Tom Hanks, czyli Cast Away. Wieczorem z Ania jesteśmy umówieni na seans, gdyż byliśmy na planie ów filmu tzn. na wyspie, która o dziwo nie nazywa się Castaway tylko Modriki, tytułowa wyspa jest nieco wcześniej. Więc trzeba nam skonfrontować film z rzeczywistością.


Wyspa Modriki, czyli tytułowe "Cast away"





Vinaka!
Matt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz