Witam po (nieco dłuższej) przerwie :) Wybaczcie ten przestój, ale naprawdę nie było czasu!! A nawet jak był… to i tak go nie było ;) Chyba wiecie, co mam na myśli :)
Już prawie 4 tygodnie odkąd przylecieliśmy do (coraz cieplejszej!!) Australii :D No i nastąpiło nieco zmian. Muszę przyznać, że ostatnio (może ze względu na kilkudniowe załamanie pogody) miałam mały, aczkolwiek niegroźny kryzys związany ze zbyt małą ilością godzin w pracy i co dziwne - brakiem jakiejkolwiek chęci do szukania drugiej, nastąpiło ogólne znudzenie, brak chęci do ruszenia się z łóżka, spanie do 11 itp. :) Tak, tak – takie rzeczy nawet w Sydney ;)
Na szczęście nie trwało to długo, w końcu wyszło słońce i sytuacja z pracą zmieniła się diametralnie :) Nie wiem, ale słońce w Australii ma jakiś szczególny wpływ na moje samopoczucie ;) Dobrze, że nadchodzi lato :D
Ciągnąc wątek pracy…
Restauracja, w której pracuję od 1,5 tygodnia znajduje się w rewelacyjnym miejscu – w porcie Darling Harbour, gdzie mieści się mnóstwo restauracji, kawiarni, wszystko tuż nad wodą i co najważniejsze – 15 minut piechotą od mieszkania :) Generalnie świetne szefostwo, fajna ekipa niemal z całego świata – Chiny, Nepal, Bangladesz, Korea, Brazylia, Słowacja, Niemcy, Francja, Polska (oprócz mnie pracują jeszcze dwie Polki), Turcja, Indie… na pewno coś jeszcze pominęłam ;) Szefowie – ojciec z synem – z Turcji, ale od kilkunastu lat w Australii, także spokojnie, kebabów nie serwuję ;) Manager – Włoch, który całe życie mieszka w Sydney. Ogólnie wszyscy bardzo pozytywni i bardzo pomocni :) Restauracja jest dosyć duża, łącznie około 50 stolików i jest naprawdę oblegana! W weekendy nie ma szans, żeby znaleźć wolny stolik, w tygodniu może nieco łatwiej, ale generalnie jest ciężko. Nie ma się co dziwić - miejsce bardzo atrakcyjne turystycznie :)
Praca nie jest ciężka, fakt, że trzeba się nabiegać, ale zmiana trwa 5, max. 6 godzin (zaczynam o 18) także w miarę szybko leci :)
Stale będę tam pracować w piątki, soboty i niedziele, a oprócz tego może mi się trafić dzień lub dwa w tygodniu. Także to ta legalna praca, w której na papierze pracuję 20 godzin w tygodniu, a która daje mi około 25 godzin i z której dostanę zwrot podatku :)
No i dzisiaj szczęście się do mnie uśmiechnęło:) We wtorek zadzwonili do mnie z miejsca, w którym zostawiłam cv jakieś 2 tygodnie temu, żebym przyszła w czwartek na trial. Pracowałam od 10 do 16, fajne miejsce, nieduża kawiarnio-knajpka w samym centrum, jakieś 20 minut piechotą od mieszkania, włoskie jedzenie – pasty, pizza, kawa i (o dziwo!) większość Australijczycy! Znaleźć współpracownika Australijczyka w centrum Sydney graniczy z cudem ;) W prawdzie właścicielem jest Włoch, ale też całe życie w Australii, no i jeszcze jeden Włoch robiący pizzę :) Praca super, bezstresowa, świetni ludzie, w czasie lunchu wszystkie stoliki zajęte – generalnie stali klienci – biznesmeni z biurowców przychodzą na śniadanie, lunch, kawę, spotkania biznesowe:) Mogę tam jeść co chcę, pić kawy i cokolwiek innego co jest w lodówce, także czuję, że nadchodzi koniec gotowania obiadów :D No i to będzie ta moja nielegalna praca, w której będę miała około 3 – 4 zmian w tygodniu od 10 do 16 :) Czyli lepiej być nie mogło! :) W tygodniu około 20 – 24 godzin w jednej pracy i w weekendy około 25 godzin w drugiej :D Oprócz tego szkoła, którą zaczynam o 17:30 także nic mi nie koliduje :)
Co do pogody, to coraz cieplej :) Basen na dachu na tarasie bywa bardzo przydatny :) Przeciętnie około 25 stopni. Już gdzie niegdzie można poczuć (ironia!) klimat Świąt! W jednym centrum handlowym od jakichś 2 tygodni są choinki i porozwieszane ozdoby świąteczne, także coraz bliżej Święta :D
Nie będę pisać co u mojej drugiej połowy… może końcu Go to zmobilizuje do napisania kilku słów od siebie :) :) :)
I w końcu nawiązując do tytułu tego postu…
Już rozumiem ludzi, którzy tak się zachwycają życiem w Australii! Tu się żyje naprawdę inaczej - łatwiej! Nie trzeba tyrać całe życie i tak ledwo wiążąc koniec z końcem! Nie trzeba odkładać pieniędzy, żeby raz w roku móc sobie pozwolić na jakieś wakacje czy też nie móc sobie pozwolić na obiad w restauracji kilka razy w tygodniu.
Na moim przykładzie - kelnerki pracującej około 45 godzin w tygodniu:
Obliczyłam, że w najgorszym wypadku będę odkładać (odliczając czynsz, jedzenie, drobne rzeczy) $ 400.
I teraz:
- bilet lotniczy na Fidżi - $700 w dwie strony (niecałe 2 tyg pracy)
- bilet na Nową Zelandię – $400 w dwie strony (tydzień pracy)
- bilet do Melbourne czy Brisbane - $50 w dwie strony (3h pracy – SZOK!)
- laptop, najnowszy MacBook Apple, na którego poluję – ze zniżką studencką - $1200 (3 tyg pracy)
- 5-dniowy obóz surfingowy z przejazdem, all-inclusive, 800 km od Sydney -$ 635 (1,5 tyg pracy)
- 3-daniowa kolacja w restauracji z butelką wina - $70 (4h pracy)
- miesięczne doładowanie karty do telefonu - $20 (1h pracy)
- tygodniowy karnet fitness, przy podpisaniu umowy na rok - $14 (1 h pracy)
I czy tu nie jest fajnie żyć? :D
Pozdrawiam gorąco! :)
Ania
Chyba Polska jest takim wyjatkiem, gdzie trzeba tyrac od rana do nocy, by zarobic na wakacje ;) ja dis albo jutro "porzucam" Wieden ;) nie wiem na jak dlugo, ale to dopiero poczatek mojego zwiedzania Europy ;);)
OdpowiedzUsuńLiebe Grüsse aus crazy Vienna :*
Iwona